wtorek, 17 lipca 2012

4. thanks for all Justin.

Bohaterowie

Alison Montgomery

Justin Bieber

4. thanks for all Justin

Wybiegłam z mieszkania i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Miałam gdzieś to, że byłam w samej bieliźnie i cienkim płaszczu, a na dworze było tylko 7 stopni. Na nogach miałam jedynie moje kapcie z misiami. Biegłam ile miałam sił w nogach, byle dobiec za róg kamiennicy i żeby on mnie nie widział. Wyciągnęłam z kieszeni płaszcza telefon, który udało mi się zabrać, gdy uciekałam, i wybrałam numer Spencer, lecz po chwili rozłączyłam, bo stwierdziłam, że zapyta się ona o co chodzi. Nie chciałam tego, nie chciałam wracać do mieszkania. Stałam jak słup na środku chodnika i czułam zimno. Pogrzebałam w kieszeniach płaszcza i znalazłam dziesięciodolarówkę. Pobiegłam szybko do Starbucks’a i kupiłam kawę na rozgrzanie. Nikt nie zwracał na mnie uwagi. Nie wiedziałam czy się cieszyć, czy płakać. Wyszłam z kawiarni i poszłam w stronę parku. Wiedziałam, że będę tam mogła spotkać kogoś ze szkoły, ale nie obchodziło mnie to. Mijając sklepy, chciałam wejść do któregokolwiek z nich i coś tak po prostu ukraść. Nie wiem czemu. Weszłam na parku i siadłam na pierwszej ławce z brzegu. Skuliłam się w kłębek i popijałam kawę, próbując się ogrzać, lecz na nic. Gdy wypiłam kawę wyrzuciłam kubek za siebie i patrzałam na spacerujących ludzi. Nikt nie spojrzał nawet w moją stronę. Położyłam się na ławce i próbowałam usnąć, żeby nie czuć chłodu.
Obudziłam się. Czułam dziwne ciepło na nogach i reszcie ciało. Nie byłam w parku, to na pewno, bo po szerszym otwarciu oczu zobaczyłam, że jestem w jakimś pomieszczeniu. Nie wyglądało mi ono na dom. Było białe z jakimś domieszkami morskiej zieleni. Zaczęłam się bardziej rozglądać. Zobaczyłam, że na moich rękach jest mnóstwo jakiś dziwnych kabelków, które podłączone są do różnych maszyn, wokół mnie.
- Gdzie ja jestem ? – spytałam cichym, nie pewnym głosem. Nie liczyłam na odpowiedź, bo nie widziałam wokół siebie żadnej żywej duszy.
- W szpitalu. Znalazłem Cię na ławce w parku. Byłaś przemrożona, od krok od śmierci – powiedział jakiś głos. Obróciłam głowę w drugą stronę i zobaczyłam siedzącego obok mnie chłopaka w brązowych włosach, z czekoladowymi oczami .
- Kim ty jesteś ? – spytałam.
- Justin, a ty jesteś Alison.
- Skąd wiesz ?
- Przez telefon. Miałaś dużo SMSów od przyjaciół, gdzie jesteś i była tam twoje imię, więc łatwo było rozszyfrować jak masz na imię.
- Jak mnie znalazłeś ?
- Szedłem na spacer przez park. Zobaczyłem ciebie na ławce i próbowałem obudzić,  ale byłaś już nie przytomna. Ludzie mijali Cię, w ogóle na ciebie nie patrząc, albo widzieli i bali się do ciebie podejść. Zrobiłem sztuczne oddychanie i zadzwoniłem po pogotowie.  
- Dzięki – powiedziałam – jest tu gdzieś mój telefon.
- Tak. Masz – powiedział i podał mi komórkę.
Usunęłam wszystkie wiadomości nawet ich nie czytając. Po chwili do sali wszedł lekarz. Zauważył przez szybę, że się obudziłam.  Trzymał w ręku jakąś kartkę i poprosił Justina na chwile do siebie. Nie wiedziałam, po co. Spojrzałam na datę w telefonie. Przecież gdy to się stało był 7 kwietnia, a teraz był 21.Byłam w szpitalu dwa tygodnie.  Za szybą widziałam jak lekarz tłumaczy coś Justinowi, a następnie podaje mu kartki, które trzymał w ręce. Po chwili Justin przyszedł i siadł koło mnie czytając kartki.
- Dlaczego lekarz nie wymagał moich rodziców, tylko ciebie poprosił ?
- Skłamałem, że jestem twoim starszym bratem.
- Dlaczego skłamałeś ?
- Bo mi zależało na tym, żeby wiedzieć co z tobą. Powiesz mi co się stało, że uciekłaś ?
- Znam Cię zbyt krótko, żeby Ci to powiedzieć, udawany bracie.
Justin cicho się zaśmiał, lecz po chwili na jego twarzy znów pojawiło się skupienie.
- O kurwa ! – powiedział.
- Co jest ?
- Sama zobacz – powiedział i dał mi do ręki kartkę i pokazał palcem na tekst.
Zaczęłam go powoli czytać.
U pacjentki Alison Montgomery po dokładnym przebadaniu jej krwi wykryto to, iż jest duże prawdopodobieństwo, że Alison jest w ciąży.
- Kto Ci to zrobił ?
W moich oczach od razu pojawiły się łzy. Wiedziałam, że po tym może nastąpić coś takiego, ale nie miałam ostatnio okresu, więc jak to możliwe, przecież wtedy byłam dziewicą.  Justin siadł na łóżku i lekko mnie przytulił. Muszę przyznać, że podobało mi się to. Wiedziałam, że zapyta kto mi to zrobił. Bałam się odpowiedzieć. To było zbyt krępujące. Jak mogłam powiedzieć, że zrobił mi to własny ojciec. Bałam się cokolwiek z siebie wydusić.
- To. To był mój ojciec. Mama nie żyje, a gdy żyła cały czas oglądał pornosy, bo czuł się nie dowartościowany, bo mama nie chciała się kochać.
- Więc musiał zrobić to tobie ?
- Jeszcze gdy mama żyła cały czas dziwnie się na patrzył. Bałam się go.
- Dlaczego nikomu o tym nie powiedziałaś ?
- Wstydziłam się. Bałam się, że mnie skrzywdzi.
- Urodzisz to dziecko ?
- Tak. Nie oddam je nigdzie. Nie zabije go. Urodzę je i będę starała się być dla niego najlepsza matką.
- Dobrze zrobisz.
*     *    *
Przez ostatnie osiem i pół miesiąca bardzo zbliżyłam się z Justinem. Nawet zaczęłam z nim chodzić. Mijałam mojego ojca na ulicach, ale wtedy przytulałam się do mojego chłopaka i nie bałam się. Wiedziałam też już, że Justin jest tym sławnym Justinem Bieberem. Dlatego w szpitalu, tamtego dnia wydawał mi się taki znajomy. Bałam się chodzić do szkoły, więc załatwiłam sobie naukę w domu, w końcu musiałam w jakiś sposób skończyć szkołę. Dużo ludzi, przyjaciół Justina szczególnie pomagało mi bardzo. Chodziliśmy z Justinem do szkoły rodzenia. Teraz leżałam z nim na kanapie i oglądaliśmy Cyberbully. Nagle poczułam, że chyba odeszły mi wody.
- Justin, to już chyba czas.
- Tak myślę – powiedziałam i poczułam skurcz. Justin kazał zostać mi na kanapie, a on pobiegł po torbę z przygotowanymi rzeczami. Ubrałam balerinki i Justin pomógł dojść mi do auta. Oddychałam powoli oddychać, tak jak uczyli nas tego w szkole rodzenia.
- Dasz radę Ali – powiedział.
Gdy wjechaliśmy na teren szpitala Justin wyleciał szybko na izbę przyjęć po wózek. Czekała tam już moja lekarka. Gdy wjechaliśmy na salę, pielęgniarki szybko pomogły mi się przebrać i przeć. Ból był nie do wytrzymania. Justin pomagał mi go przezwyciężyć. Po pięciu godzinach urodziłam małą, piękną córkę. Zdecydowaliśmy, że nazwiemy ją Taylor. Gdy tuliłam ją do siebie czułam się spełniona. Miałam boskiego chłopaka i śliczną córkę.
*    *    *
5 LAT PÓŹNIEJ
Jesteśmy z Justinem małżeństwem od 4 lat. Taylor rośnie jak na drożdżach, a ja znów jestem w ciąży. Szykuje nam się kolejne dziecko. Ojciec od 3 lat siedzi w więzieniu. Wiedziałam, że dobrze robie. Gdyby nie Justin, kto wie czy nie mieszkałabym teraz w domu samotnej matki. Dziękuje mu za to każdego dnia. Niech on wie, że go kocham i nigdy nie przestanę.

-------------------------
Powróciłam i na początek takie jakieś niejakie coś. Hope You Like It.